poniedziałek, 24 września 2012

Slenderman

Znacie przerażającą postać Slendermana ?




"Slender Man" to pseudonim nadany tajemniczej postaci widzianej w tle kilku zdjęć w jednym z tematów forum SomethingAwful. Zdjęcia pokazywały dzieci i pewnego człowieka o smukłej sylwetce, czasem pojawiającego się w długich, poskręcanych włosach przypominających macki. „Szczupły mężczyzna” został odkryty na forum SomethingAwful w wątku skupionym wokół pożaru w którym zginęło wiele dzieci w latach 80-tych. Opisuje się go jako osobę noszącą czarny garnitur i czarny kapelusz, a jak sama nazwa wskazuje, wydaje się on być bardzo chudy i zdolny do rozciągnięcia swoich kończyn oraz tułowia w długości niemożliwej dla normalnego człowieka.  Gdy wyciąga swoje ramiona, jego ofiary są wprowadzane w stan przypominający hipnozę, podczas której podchodzą do tej istoty nie 
z własnej woli.

Nie wiadomo czy pochłania, zabija lub porywa swoje ofiary do nieznanych miejsc lub innych wymiarów, gdyż nie ma żadnych dowodów lub śladów do wyciągnięcia jakichkolwiek wniosków. Jak dotąd niewiele wiadomo, ale jego cele i siedliska są dość wyraźnie uzgodnione. Ma potrzebę porywania dzieci i często pojawia się tuż przed zniknięciem dziecka lub nawet kilku na raz. Wydaje się pojawiać w miejscach ukrytych we mgle, parkach lub lasach, co jest najprawdopodobniej jego sposobem na kamuflaż. Należy również zauważyć, że dzieci były w stanie go czasem zobaczyć, gdy w pobliżu nie było żadnych dorosłych, chociaż mówi się, że niektóre dorosłe osoby też go widziały. Dzieci również mają sny lub koszmary o „szczupłym mężczyźnie”, tuż przed ich zniknięciem. Powstaje mnóstwo dyskusji dotyczących możliwości zobaczenia „Slender Man’a” przez inne osoby niż jego ofiary. Wielu ludzi jednak wierzy, że jeśli widzisz „Slender Man’a” to jesteś jego ofiarą lub celem, chociaż nie ma na to żadnych dowodów.

źródło : http://horrormaniac18.pinger.pl/m/6568598


Opowiadania oparte na artykułach w gazecie , raportów policyjnych jak i medycznych

New York Time's 13 lipca 2004

Według najnowszych doniesień w piątek 13 lipca została wezwana karetka na ulice West Street 21. W podanym zgłoszeniu pewna starsza pani zobaczyła leżącego bez ruchu człowieka na drzewie. Karetka przyjechała natychmiast. Funkcjonariusze zdjęli z drzewa ofiarę i ... szybko zabrali go na ostry dyżur na Hell West 63. Według lekarza z którym rozmawiałem pacjent miał liczne okaleczenia na całym ciele nie wyłączając to i twarzy. Na rękach i nogach widać było siniaki i zadrapania jakby od zwierzęcia a na klatce piersiowej tkwił wbity, zaostrzony kawałek drewna. O 23.05 ( 12 minut o przyjęciu wezwania ) pacjent obudził się leżąc w karetce. To co się zdarzyło potem opisywał początkujący lekarz:
"On po prostu wstał i zaczął krzyczeć że musi od kogoś uciec. Ja z moim kolegą próbowaliśmy go jakoś zatrzymać. Po długiej walce w końcu dałem pacjentowi zastrzyk uspokajający. Znów go położyliśmy na łóżku. Stuknąłem do kierowcy by przyśpieszył bo jak mnie uczono środek trzyma krótko."
O 23.17 karetka zajechała do szpitala. Lekarze natychmiast wynieśli z wozu ofiarę by chirurdzy mogli się nim zająć. Na korytarzu można było usłyszeć jego krzyk świadczącym o tym że środek przestał działać.
O godzinie 23.58 pacjent ( Według doniesień świadków ) wybił okno w swoim pokoju i uciekł na ulicę. Uciekał tak przez 500 metrów aż trawił na sam środek trasy szybkiego ruchu gdzie został potrącony przez James'a Cameron'a. Jak donosił:
" Sam wbiegł jak opętany pod moje koła. Nie wiem jak to się stało. Chciałem zahamować lecz było za późno. Gdy przyjechała policja mówili że kark został złamany tak mocno że kręgosłup wystawał od głowy. Nie wiem co teraz zrobić. "
Zgon nastąpił o godzinie 0:00. Postanowiłem zbadać dogłębnie tą sprawę i postanowiłem zrobić wywiad z lekarzem które się nim opiekował. Tłumaczył mi że pacjent uciekał przed wielką na 3 metry postacią która nie miała twarzy i ubrana była w garnitur. Zainsteresowałem się tym i postanowiłem poszukać o tym w internecie. Po spędzeniu nocy na szukaniu takiej osoby natrafiłem na ciekawą wzmiankę o spalonym sierocińcu. Wiele dzieci tam zginęło lecz niektóre przeżyły. Trafiły do sierocińca imienia Marii Lebre gdzie tam po dwóch dniach zaginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Doczytałem się że dzień przed zaginięciem dzieci bawiły się na jednym z najbardziej odwiedzanych placów zabaw. Ich opiekunka Angelina postanowiła podczas ich pobytu porobić parę zdjęć. Znaleziono tylko dwa zdjęcia.





Raport policyjny 19 marca 1979 roku

Razem z moim przyjacielem Andreasem siedzieliśmy w komendzie na nocnej zmianie. Gadaliśmy na temat nadchodzących świąt i rżnęliśmy w karty. Akurat gdy chciałem pokazać swoje karty zadzwonił telefon. Jako że lubimy rywalizować z rozmachem podbiegliśmy obaj do telefonu. Andreas był pierwszy. Wysłuchał zgłoszenia i kazał mi jechać na wspomnianą ulicę. Nie pamiętam jaka to była ulica lecz powiedział mi że to sierociniec Świętej Heleny.
Zajechałem na miejsce o godzinie 3:30. Cały sierociniec palił się jak światełka na choince. Wielki obłok dymu zasłaniał nocne niebo. Straż pożarna przyjechała wcześniej. Zrozumiałem że moim zadaniem jest pilnowanie by nikt nie pożądany nie wszedł na teren. Byłem krawężnikiem więc to była łatwa robota.
Jakiś czas później dostrzegłem jakąś postać uciekającą z ugaszonego domu. Krzyknąłem do szefa straży że tam idę. Uprzedziłem go żeby zadzwonił po kogoś jeszcze z mojego posterunku. Gdy to powiedziałem szybko pobiegłem za postacią. Miałem nadzieję że ta osoba przeżyła pożar i wyjaśni mi co się stało.
Biegłem przez dłuższy czas mijając coraz to większe drzewa. Gdy się zmęczyłem akurat byłem na skraju pola pszenicy. Dostrzegłem w nim jakąś wysoką postać. Było ciemno więc wyjąłem mój kieszonkowy aparat i zrobiłem zdjęcie z włączoną lampą błyskową. Gdy światło po aparacie opadło postać zniknęła.
Wróciłem pod spaliny sierociniec. Kilku strażaków pojechało lecz ludzie z mojego posterunku zaczęli już badać spalony budynek.
Wyniki badań odda mój kolega Anderson. Ja zaś załączam zdjęcie z mojego aparatu.



 Skarga aktora do dyrektora produkcji filmu 30 maja 2006 roku

Drogi panie dyrektorze !
Minęło około 50 dni od rozpoczęcia nad pana filmem z czego bardzo się cieszę. Od dawna chciałem znaleźć dla siebie jakieś zajęcie na cały dzień. Faktem jest iż w swojej posiadłości mało mam do roboty. Gdy dostałem od pana propozycję grania w filmie byłem w niebo wzięty. Chciałbym jednak złożyć skargę na sytuację która dzieje się od bardzo długiego czasu. Nasz plan filmowy to jakiś gęsty las na jakimś zadupiu. Jak na mówił reżyser film opowiada o agencie który spadł ze spadochronu do Amazonki. Ja gram jego kolegę. Po dwóch dniach nagrywania zawsze jak się oddalałem od ekipy widziałem jakiś dziwny cień wysokości 3 metrów. Gdy podchodziłem do niego ten nie wiadomo czemu znikał. Zawsze odchodziłem w inne miejsce i zawsze go widziałem. Bardzo bym pana prosił by pana pracownicy sobie nie żartowali ze mnie. Przecież widać że chcą kogoś nastraszyć dla jaj. Nie wiem po co im to lecz sam fakt obserwowania mnie nawet gdy muszę się odlać bardzo mnie stresuję. Pewnego dnia zrobiłem zdjęcie temu żartownisiowi. Wyślę panu zdjęcie by mógł pan zobaczyć jak się czuję. Jeśli będzie pan wiedział kto to zrobił na pewno pan da mu jakąś porządną nauczkę. Pozdrawia:
James Dick




Wyrywek strony z dziennika zakonnika 25 maja 1981 roku

24 maja
James przyniósł swoje narzędzia. Teraz możemy spokojnie zacząć wiercić. Problem jest teraz jak wnieść sprzęt nie robiąc hałasu. Ja i Bob zaplanowaliśmy by włamać się przez tylne drzwi banku. Wejście jest w przydrożnej i ciasnej uliczce która akurat się nadaje na ukrycie narzędzia. Planujemy to zrobić jutro. Przypływ gotówki da nam niezłą radochę. Ja spłacę swoje długi a Bob zrobi swojej żonie takie Złote Gody jakich nie zapomni. James mówił mi że wyda kasę na giełdę by zarobić więcej.

25 maja
Nie wszystko poszło po naszej myśli. Wszystko zaczęło się dobrze i bez żadnych ciekawych przygód. O 5 w nocy weszliśmy do banku. Zaczęliśmy naszą pracę nad sejfem. Bob wziął swój aparat tłumacząc że chce upamiętnić tą chwile dla swojego syna. Gdy zrobił zdjęcie usłyszeliśmy jakiś trzask za oknem. Wszyscy wyjrzeliśmy za okno. Nic nie było widać. Pomyśleliśmy że to jakiś ptak.
Gdy otworzyliśmy sejf byliśmy w niebo wzięci. James włożył rękę i wyciągnął jakieś pudełka. Jego mina była jakby dziwna. Pewnie nie tego oczekiwał. Gdy więcej zaczął wyciągać Bob zrobił zdjęcie.


 Nagle usłyszeliśmy dźwięk za oknem. Nagle w pokoju zgasło światło. James szukał zapalnika a ja stałem wryty w podłogę. Czegoś takiego nie widziałem. Jakaś ciemna postać w garniturze stała w oknie. Z jego pleców wystawały jakieś gigantyczne macki. Przerażony z drżącą ręką podszedłem do okna. Bob też przerażony zrobił zdjęcie.

James krzyknął i zaczął uciekać. Ja z Bobem też biegliśmy. Wybiegliśmy na ulicę. Chcieliśmy jak najszybciej kogoś znaleźć aby zadzwonić po policję. Biegliśmy przez bardzo długi czas. Zatrzymaliśmy się przed wejściem do lasu. Byliśmy zmęczeni i zmachani. Bob krzyczał na całą ulicę co to byłe. James próbował jakoś załagodzić sytuację. Mówił że to pewnie nasze przywidzenia i powinniśmy wrócić po narzędzia. Ja chciałem go przekonać żeby tego nie robić lecz niestety był uparty. Mówił że ktoś zobaczy co się stało i wezmą odciski palców. Powiedział potem że sam tam pójdzie a nas tutaj zostawi. Gdy poszedł w kierunku banku ja zająłem się siedzącym na trawie Bob'ie. Wyglądał jakby zobaczył śmierć. Siedział bez ruchu zaciskając aparat. Spytałem się co mu jest. Nic nie odpowiedział. Zdenerwowany poszedłem do James'a. Gdy doszedłem do banku zobaczyłem radiowozy policyjne. Podszedłem do jednego z policjantów. Spytałem się co się stało. Powiedział mi że jakiś facet został uduszony przez jakieś czarne pasy. Jakaś staruszka krzyczała że to były macki ale policjant odsuną ją od wejścia do banku. Przeraziłem się. Wróciłem do domu i zacząłem pisać w dzienniku. Teraz mam zamiar wkleić do dziennika zdjęcia z aparatu.


26 maja
Postanowiłem pójść do zakonu. Sprzedam dom, auto i rzucę moją pracę. Czemu ? Wiem że to co widziałem jest dziełem szatana. Wiem że tylko bóg da mi siły. Bóg zesłał na mnie próbę. Szatan nie wygra ze mną jeśli będzie ze mną znak krzyża

_____________________________________________________________________________


Akta zaginięcia Cindy McCycek prowadzone przez detektywa Adama Kowalskiego 1 grudnia 2011 roku

To była już moja piąta sprawa po przyjeździe do Ameryki. Może mają tu bardzo dobrą chińszczyznę ,lecz to mało mnie obchodzi. Dzisiejszym tematem jest młoda dziewczyna imieniem Cindy.
29 listopada
Do mojego biura przyszła matka Cindy. Mówiła że około dwa dni temu córka z koleżankami wyszło do innej znajomej Cindy. Mówiła że wróci następnego dnia lecz gdy matka spróbowała do niej zadzwonić mając przekonanie że coś jej się może stać nie mogła się do dzwonić do córki.
Spytałem się czemu nie zadzwoniła na policję. Wytłumaczyła mi że nie ufa policji od czasu zabójstwa trzech osób 21 sierpnia. Mówiła że jedną z tych osób była jej najlepsza przyjaciółka. Po pięciu dniach ślectwa zaniechano poszukiwania sprawcy.
Przyjąłem tą sprawę. Matka podała adres koleżanki córki. Oczywiście palnąłem jej normalną formułkę że jeśli coś znajdę to zadzwonię en ce tera, en ce tera. Wyszła z biura a ja zająłem się szukaniem informacji o domu na google maps by zobaczyć drogę przyjazdu do domu.
30 listopada
Przyjechałem do domu. Okolica była jakby mroczna, szczególnie jeśli dodamy do tego fakt że kręciło się tam pełno murzynów. Sprawdziłem czy mam przy sobie moją broń. Jak zawsze leżała w mojej kieszeni i czekając na akcję. Podszedłem do bramy domu. Furtka była otwarta.
Wnętrze domu było ciemne. Światło nie działało, wszędzie był bałagan a w salonie palił się kominek. Mój instynkt
podpowiadał bym uważał. Wszedłem głębiej do mieszkania.
Przy kominku leżał aparat. Obok niego ślady butów najwyraźniej pasujące do jakiegoś garnituru. Aparat schowałem do kieszeni i rozejrzałem się po salonie. Cały był zniszczony. A to zadrapana kanapa, a tam przechylony obraz a na podłodze lekko spalony dywan. W pewnym momencie usłyszałem hałas na górze.
Cicho wchodziłem po następnych szczeblach schodów. Teraz było słychać jakieś dźwięki chodzenia po pokoju. Podszedłem do drzwi z których słychać było kroki. Spojrzałem najpierw pod drzwi. Jedyne co widziałem to jakiś cień chodzący po pokoju. Przygotowałem bark i z całej siły wyważyłem drzwi. Co dziwne w pokoju nikogo nie było. Gdy doszedłem do siebie z powodu uszkodzonego barku lekko się zdziwiłem. Pomyślałem że to tylko moja zasrana wyobraźnia.
1 grudnia
Zdjęcia zostały wywołane. Oto jedyne zdjęcie które można było wywołać. Pozostałe były uszkodzone.



Przesłuchanie świadka 22 lipca 2012 roku

Świadek siedział nieruchomo na krześle. Miał na sobie ciemnoczerwoną koszulę, czarne spodnie oraz... niecodzienny krawat. Wszedłem do pokoju zamykając drzwi za sobą. Usiadłem na składanym krześle. Świadek od razu podniósł głowę i na powitanie powiedział mi:
- Wypuśćcie mnie !
Nie zmrużony palnąłem swoją formułkę że nazywam się Scott i będę go dzisiaj przesłuchiwać na temat wydarzeń ze wczorajszego dnia. Bezzwłocznie zacząłem.
- Co się działo między godziną 9:00 a 18:00 panie Henry ?
- Wstałem o dziesiątej rano. Na powitanie pocałowałem żonę, umyłem się w łazience. Wie pan o co mi chodzi. Poranne obowiązki i te pe prawda ?
- No rozumie, rozumiem.
- Podczas śniadania moja córka skakała z radości z powodu dzisiejszego dnia. Tak się cieszyła że aż cały stół się trząsł. Miała uśmiechniętą twarz przez cały czas. Po tym jak zjedliśmy śniadanie ja z żoną pojechaliśmy do sklepu po prezent dla córki. Ona sama i jej braciszek zostali ze starszą córką. Gdy tak szukaliśmy prezentu gdzieś o trzynastej zadzwonił do żony telefon. Córka się pytała czy może wyjść bo koleżanki Rebeki już przyszły. Akurat wychodziliśmy z kasy więc pozwoliliśmy jej.
Gdy wróciliśmy do domu dzieci już się bawiły na całego. Nie wiem czemu od razu dobrały się do mojego aparatu. Mówiły że chcą zrobić ze mną zdjęcie. Zgodziłem się to jasne. Po zrobieniu zdjęcia poszedłem się bawić z synem. Rebeka poszła z koleżankami dalej się bawić aparatem.
- Co było dalej ?
- Gdy do mnie przyszły mówiły że widziały jakiegoś pana u nas w domu. Mówiły że zrobiły mu dwa zdjęcia. Ja oczywiście się zdenerwowałem. Pomyślałem sobie że to włamywacz. Od razu pobiegłem do domu. Żona mnie widząc pobiegła ze mną. Gdy byliśmy w środku wytłumaczyłem jej co się stało. Też się przeraziła. Obeszliśmy dom od piwnicy po dach ale nikogo nie znaleźliśmy. Ja wychodziłem ze strychu usłyszałem jakiś krzyk.
Gdy przybiegłem do ogrodu zobaczyłem jakiegoś faceta w garniturze. Krzyczałem na niego gdzie są dzieci ale gdy mrugnąłem on... zniknął. Po prostu zniknął. Nie mogłem znaleźć córki. Ja...
Świadek popłakał się. Ja poprosiłem o zdjęcia. Oto co dostałem.





Zapiski samobójcy 18 sierpnia 2012 roku
On tu jest ale nikt go nie widzi. Istnieje tylko na zdjęciach lecz nikt nie wierzy. To nie jest czymś a w szczególności tym co można nazwać kimś. Porwał moje dziecko a ja go widziałem. Żałuję że zobaczyłem go w oknie. Stał tam jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Wiedział o tym i już to zaplanował. Ja, ale tylko ja odkryłem jego tajemnicę. On już był w średniowieczu. Widziałem go na obrazach z czasu 1415-1430. Wielki i chudy szkielet i wielkimi kończynami. Porywał dzieci od swych rodziców których w zamian oszczędzał. On tu jest ! Widzi jak to piszę. Mam nadzieję że zdążę wrzucić zdjęcie. Zrobiłem je bardzo wczoraj. Chciałem by ktoś mi uwierzył. Zamknąłem się w swoim pokoju bo tylko tutaj czuję się bezpiecznie. Okna pozabijałem deskami by mnie nie widział. Mam mało przestrzeni ale wiem że on ich nie lubi. Nie ma się gdzie schować aż do wczoraj. Okazało się że w mojej szafie były słyszalne jakieś pojedynczy szepty. Wziąłem swój aparat. Jeśli zrobię mu zdjęcie przed moją śmiercią będą wiedzieli że on ISTNIEJE ! Podszedłem do szafy. Odsunąłem taboret ze spleśniałym chlebem i przeterminowanym mlekiem. Szybko otworzyłem szafę i zrobiłem zdjęcie. Jak otworzyłem oczy jego nie było. Przestraszył się to prawda. Wywołałem zdjęcie w komputerze. Ja znam go lepiej niż inni. On umie się kryć zaś ja go łapać. Chciałbym wrócić do czasów gdy robiłem dla żartu różne odcinki Entry. Ja z kolegą nagrywaliśmy siebie jako pogromców tego mitu i w wideo zamieszczaliśmy efekty specjalne i samego... nie wiem jak na niego mówić. Już nic nie pamiętam od zamknięcia się tutaj. Co dalej będę pisał pewnie policjanci będą chcieli zobaczyć to zdjęcie w moim komputerze. Skoro tak go chcą to proszę bardzo. Jeśli jakiś policjant to czyta to pamiętaj że nic nie możecie zrobić.


Może uważasz że to jakiś list pożegnalny ale właśnie tutaj chcę zamieścić coś co było ukrywane przez wieki. Żeby zniszczyć tego potwora potrzeba nam...












4 komentarze:

  1. podoba mi się artykuł o Slendermanie :D
    wcześniej go nie znałam i fajnie bawiłam się przy szukaniu tajemniczej postaci na zdjęciach które zamieściłaś. Uwielbiam Twojego bloga!!

    - NIE Wiktoria.

    OdpowiedzUsuń
  2. mam pytanie czy to prawda bo się boję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Każdy wierzy w coś innego. Dla niektórych to prawda, a dla innych zwykły wymysł.

      Usuń